Dziękuję Panu Bogu za jego osobę. Za te 12 lat, gdy byłem wikariuszem w Szczytnie. Dziękuję za to, czego się od niego nauczyłem, jego postawę, za wartości, które mi przekazał. Za ukazanie, w jaki sposób podchodzić do ludzi. Będzie go naprawdę brakowało.
Jako kapłan miał niesamowity dar wymowy, choć czasem mówił długo, ale to trafiało do ludzi. Połączyło nas umiłowanie historii, przywiązanie do Ojczyzny. Ksiądz Lech zaraził mnie kupowaniem książek historycznych. Miał potężny księgozbiór. Był człowiekiem niesamowicie wykształconym i mądrym.
Od samego początku zauważyłem jego wielkie pragnienie pomagania ludziom. Nie pamiętam przez te wszystkie lata sytuacji, żeby ksiądz Lech odmówił komuś pomocy. Te 12 lat to była dla mnie niesamowita nauka.
Był niezwykle życzliwym człowiekiem. Miał otwarte serce dla wszystkich, wszystkim chciał pomagać. Był uczciwy, rzetelny, konkretny. Plebania w Szczytnie, odkąd tylko istnieje, była zawsze domem otwartym. Kilka lat temu zarzucono mu, że przyjmuje w niej prawicowe organizacje itd. Tłumaczył, że „jak nie wpuszczacie ich do budynków użyteczności publicznej, nie mogą mieć miejsca w domu kultury, to tutaj są drzwi otwarte". I podkreślał jednocześnie, że dla innych również drzwi są otwarte.
Co do parafii to oprócz zwykłych blokowisk były bloki policji i wojska. Także specyfika była niesamowita. Ksiądz Lech często się śmiał, że walczył przez tyle lat z reżimem komunistycznym, a dostał parafię przy szkole policyjnej.
Dowiedziałem się o tej tragedii chwilę po tym, jak miała miejsce. Zadzwonił do mnie ksiądz Zdzisław, który dostał pierwsze informacje od parafianki, która tutaj była i która sama o mało co nie ucierpiała. Powiadomiłem księdza dziekana. Byłem tutaj w siedem minut. Kiedy przyjechałem ksiądz Lech był wynoszony na noszach z plebanii. Dopiero potem pojawiły się konkretne informacje, że to było włamanie. Drzwi zostały zniszczone. Ksiądz Lech coś usłyszał i zszedł z góry, żeby zobaczyć, co się dzieje. I niestety został wtedy już w przedsionku przy kancelarii napadnięty.
Parafianka, która spłoszyła napastnika, opowiedziała ze szczegółami, jak ten brutalny atak wyglądał. Podziwiam ją, że miała tyle odwagi. Kiedy usłyszała, że coś się dzieje, wzięła ze sobą gaz. Gdy weszła do pomieszczenia, zobaczyła, że ten bandyta siedzi na księdzu okrakiem i uderza go tasakiem po głowie. Wówczas potraktowała go gazem. I on zostawił księdza Lecha i pobiegł za nią. Zdążyła uciec i zamknąć się, wzywając policję. Za chwilę były już tutaj służby, straż, policja i karetka.
Jeden z policjantów stwierdził, że przez całą swoją służbę nigdy nie spotkał się z takim bestialstwem. Ciało księdza Lecha było nieruszone, natomiast głowa była zmasakrowana. Ten człowiek uderzał w nią tasakiem. Przeciął ją prawie na pół. Czoło i nos rozcięty na dwie połowy, warga, zęby wybite, kości czaszki były w mózgu. Jedno oko wypłynęło albo się zapadło. Na policzku też była rana cięta, taka 20-centymetrowa od tego tasaka.
Pierwszym celem tego człowieka, jak się zresztą potem sam przyznał, jak podawał prokurator, było zabicie księdza. Przyszedł go zamordować. Dopiero drugim celem było zabranie pieniędzy, a trzecim podpalenie plebanii i kościoła. On przyszedł przygotowany.
Ks. Jacek Bacewicz
Świadectwo ks. Jacka Bacewicza przez kilkanaście lat wikariusza w parafii św. Brata Alberta w Szczytnie, gdzie proboszczem był ks. Lech Lachowicz, obecnie proboszcza Matki Bożej Częstochowskiej w Szymanach. Cały wywiad ukazał się w „Naszym Dzienniku" 18 listopada 2024 r.