French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Moja „Solidarność" cz. 8

Napisał Anna Walentynowicz w dniu niedziela, 01 październik 2006.

XXV Rocznica powstania Polskiego Sierpnia

część czwarta Stan wojenny

Anna Walentynowicz

Przedstawiamy ostatni fragment wspomnień Anny Walentynowicz z cyklu poświęconego powstaniu Polskiego Sierpnia 1980 r. Tak się składa, że w odcinku tym Anna Walentynowicz wspomina wprowadzenie stanu wojennego. 13 grudnia 2006 r. mija 25 rocznica tych tragicznych wydarzeń. Obyśmy już nigdy w naszej historii nie musieli przeżywać takich dni, jak tamte.

Wejdą czy nie?

Pontyfikat Jana Pawła II bardzo nas wzmocnił, nasze siły, naszą wiarę. Wzmocnił nadzieję na przyszłość. Kiedy Jaruzelski żądał, żeby Brezniew przeprowadził interwencję wojskową w Polsce, to Papież wysłał w tym czasie telegram do Breżniewa: „Jeżeli będzie interwencja sowiecka, to ja składam urząd w Watykanie i natychmiast przyjeżdżam do Polski i ginę razem ze swoimi rodakami". I to go powstrzymało, a poza tym Sowieci byli uwiązani w Afganistanie. Jaruzelski chciał, żeby Związek Sowiecki wtargnął do Polski. Sowieci bali się, bo mieli stałe niepowodzenia w Afganistanie, a Breżniew powiedział, że jeżeli my będziemy interweniować w Polsce, to nasze siły i wpływy zostaną pogrzebane na 50 lat".

Ten system nie miał już racji bytu, dlatego oni musieli się przekształcić. I to było takie trochę przyzwolenie na tę „Solidarność". Ale komuniści liczyli na to, że sobie ją podporządkują i zawłaszczą. I nie dało się zawłaszczyć, mimo tego, że na czele stała agentura. Nie dało się zawłaszczyć, dlatego zrobili stan wojenny.

Jaruzelski, kiedy został premierem, zażądał 90 dni spokoju. W tym czasie zrobił prowokację. Pobito działaczy „Solidarności" w Bydgoszczy w obecności milicji. Należało stanąć w ich obronie, ale Wałęsa to rozmydlił. Zarządzono gotowość strajkową, która trwała dosyć długo. Kontynuowane były rozmowy. Jeżeli nie doszłoby do porozumienia, miał zostać ogłoszony strajk generalny. Wszyscy byli na to gotowi. Wałęsa podpisał jednak porozumienie w tajemnicy przed Andrzejem Gwiazdą, w prywatnym domu u Sowińskiego. Po czym ogłosił, że strajku nie będzie.

Andrzej czytał to oświadczenie i już wtedy Wałęsa powiedział, że „Andrzeja Gwiazdy nie było, kiedy podpisywaliśmy to tzw. porozumienie warszawskie, ale zrobiłem go w konia, dałem mu do czytania i rozłożyłem na niego odpowiedzialność". Wtedy to Wałęsa powinien zostać odwołany ze Związku.

Ja nie czułam tego zagrożenia ze strony komunistów. Myślałam, że ta władza jest na tyle słaba, że nie będzie podejmowała żadnych drastycznych rozwiązań.

Rok „Solidarności"

Od lipca 1981 r. nie pełniłam już żadnej funkcji w Związku. Do lipca byłam członkiem Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność" w Gdańsku. Nie byłam członkiem Komisji Krajowej, ale brałam udział w jej posiedzeniach i zabierałam głos. Im się to nie podobało i dlatego musieli mnie wyrzucić. Nieprawidłowości były już w Zarządzie Regionu. Kiedy zwracałam na to uwagę, to Wałęsa mówił: „A cóż to szkodzi, jak przy nas niektórzy się nachapią?" Ja na to: „A ten Związek, to co to jest? Czyjeś prywatne ranczo?" O prywatne ranczo tym bardziej powinno się dbać. Zarząd Regionu zamawiał proporczyki, a dział propagandy sprzedawał i pieniądze brał do kieszeni. Zarząd Regionu musiał zapłacić za ich wykonanie. Takie było zamieszanie. Wałęsa nie tylko na to przyzwalał, ale to inicjował. Ja do tego nie dopuszczałam i dlatego trzeba było mnie wyeliminować.

Do pracy zawodowej wróciłam 1 lipca 1981 r., ale często jeździłam na spotkania, na które byłam zapraszana. Brałam urlop bezpłatny. Byłam zapraszana nie tylko w kraju, ale i za granicą. Byłam w Londynie, w Hiszpanii, w Paryżu. W Londynie miałam kilka spotkań w POSK-u. Do Hiszpanii zostałam zaproszona przez tamtejszą telewizję. W ciągu dwóch dni brałam udział w programach telewizyjnych. Pytano mnie głównie o strajk. Jak do niego doszło i jaka była atmosfera w czasie jego trwania? Do Francji zostałam zaproszona z kolei przez związki zawodowe. Wszędzie dawałam świadectwo prawdzie. Jak to było z tym strajkiem, kto go rozpoczął i kto kontynuował. Ale ludzie znali już inną wersję i bardzo często nie zgadzali się ze mną.

Stan wojenny

Kiedy wprowadzono stan wojenny, jechałam pociągiem w nocy z 12 na 13 grudnia do Częstochowy na poświęcenie sztandaru „Solidarności" cementowni w Rudnikach. Uroczystość się odbyła i czternastego z rana byłam już z powrotem w Stoczni. Przed bramą stały czołgi, ale nie utrudniali nam wejścia. W Stoczni stanęłam po stronie tych niewielu, którzy postanowili zademonstrować swój sprzeciw wobec tego, co się stało. Zostaliśmy na noc. Czołgi odjechały. O trzeciej nad ranem wyszliśmy, bo dyrekcja zapewniła, że nic nam nie grozi, a przed bramą czekały autobusy, żeby nas rozwieźć do domów.

Następnego dnia kilku działaczy „Solidarności", którzy uniknęli aresztowania postanowiło zorganizować w Stoczni strajk okupacyjny. Zostałam z nimi. Byliśmy tam cały dzień i noc. O szóstej rano czołgi z łatwością sforsowały naszą barykadę. Tuż spod ich gąsienic zostałam przerzucona przez ogrodzenie na ulicę. Rano osiemnastego znalazłam się w mieszkaniu u starszej pani, Alicji Rzutik. Ponieważ miała wylew wokół oka, postanowiłam pójść z nią do szpitala. Kiedy pomagałam jej przechodzić przez jezdnię, ktoś nagle wykręcił mi ręce do tyłu i zostałam wrzucona do samochodu. Zawieziono mnie na komendę MO, a stamtąd po rewizji do więzienia kobiecego w Fordonie. Tam wręczono mi „decyzję o internowaniu". Zwieziono tu trzydzieści dziewięć więźniarek politycznych z całej Polski.

9 stycznia 1982 r. zostałyśmy przewiezione trzema samochodami do Gołdapi. Tu w pięknym budynku mieścił się „Ośrodek dla internowanych" kobiet. Tam powstał bunt. Chciałyśmy wyrwać się i stanąć do walki. Planowałyśmy ucieczkę z tej Goldapi i uzgadniałyśmy to z żołnierzami, którzy nas pilnowali. W wyniku tej rozmowy założyli nam potem zasieki przeciw piechocie naokoło budynku. Ale żołnierze pouczyli nas, jak pokonać te zasieki: rzucić koc, żeby się nie zaplątać. I przez koc można przez te zasieki przedostać się i uciekać. „Daleko nie uciekniesz, jedna z drugą, bo tu jest bardzo duża obstawa", mówili żołnierze. Powiedziałam, że jeżeli mają mnie zastrzelić, to niech mnie zastrzelą w biegu. Niech przynajmniej zadadzą sobie tyle trudu, żeby mnie dogonić.

Komendant obozu powiedział nam, że nie wolno zbliżać się do okien, bo żołnierze będą strzelać bez ostrzeżenia. Natomiast żołnierzom powiedziano, że nie wolno im nawiązywać z nami kontaktu, bo to są kobiety, które z bronią w ręku chciały obalić ustrój. I tak szczuli jednych przeciw drugim. Powyjmowali nam klamki z okien, żebyśmy nie mogły ich otworzyć. To myśmy otwierały lufciki. Jedna z nas stała w oknie i potem tłumaczyła się, że paliła papierosa, a koleżanka, z którą mieszkała, jest chora na serce i nie znosi dymu. Dlatego musiała wypuszczać dym przez lufcik okienny. Dlatego będę stała, będę paliła i okno będzie otwarte." Oni nie mogli poradzić sobie z nami.

To nie było jakieś załamanie osób, które siedzą i martwią się. Nie. To był bunt, że musimy stąd wyjść i dokonać swego. Żeby się trzymać i nie poddać melancholii, żeby się nie załamywać, to te, które miały talent poetycki, komponowały piosenki. Przeważnie humorystyczne. Potem je śpiewałyśmy.

Pewnego razu ktoś z władz przyjechał, żeby namówić nas na wyjazd na emigrację. Dwie kobiety rozmawiały z tą komisją. Myśmy stanęły wokół nich i zaczęłyśmy się wydzierać. Śpiewałyśmy różne piosenki, żeby im przeszkodzić. To dlatego wyszli i prowadzili te rozmowy u komendanta, ale już nie w hallu, nie wśród nas. I te dwie dały się jednak namówić. Były to Celejewska i Matuszewska. Matuszewska była pracownikiem Stoczni Marynarki Wojennej, a Celejewska była zastępcą kierownika Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność" w Gdańsku. Tylko te dwie osoby spośród internowanych w Gołdapi wyjechały za granicę. Takie osoby otrzymywały wtedy paszport w jedną stronę.

Nie myślałam, że można dokonać takich zmian w całym kraju. A okazuje się, że nie dotyczyło to tylko naszego kraju, ale całego bloku sowieckiego. Kiedy to się już dokonało, nie przypuszczałam, że to nam się wymknie z rąk, że nie utrzymamy tej wolności. Byłam pewna, że Związek „Solidarność" będzie pilnował swoich zdobyczy. A nauczyliśmy się już, że o swoje sprawy można walczyć i wiedzieliśmy, jak walczyć. Sądziłam, że to wszystko będzie utrzymane. I że z każdym rokiem będzie się poprawiał byt naszego narodu. Tak, jak nie byliśmy pewni na początku sierpniowego strajku, że rozleje się on na cały kraj, tak potem, po podpisaniu porozumienia, nie przypuszczaliśmy, że to będzie trwało tak krótko. Te 16 miesięcy, to była jedna udręka. Ciągle wybuchały gdzieś strajki. Strajki były prowokowane, a Wałęsa jeździł i nazywał siebie strażakiem, który po kolei gasił pożary w postaci strajków. Wszystko po to, żeby dać zajęcie, żeby Zarząd Regionu nie miał wytchnienia i nie mógł nic zrobić. Nie chcieli dopuścić do II Zjazdu „Solidarności". Mieliśmy już plan i zadanie oczyszczenia „Solidarności", bo na początku zapisali się wszyscy. Członkowie PZPR też. Nikogo nie eliminowaliśmy. A Kiszczak wpompował nam swoich ludzi - agenturę którzy nie próżnowali. Gdybyśmy mogli zrobić II Zjazd, na pewno sytuacja byłaby lepsza.

Nie wiem, jak można zrekompensować straty, jakie poniosły rodziny ofiar stanu wojennego. Górników zamordowanych w kopalni „Wujek", księży: Popiełuszki, Zycha, Niedzielaka, Suchowolca i ponad stu innych osób, zamordowanych w tych latach. Nie ma za to ceny, ale przynajmniej mordercy, którzy zgotowali Polakom ten los, nie powinni żyć ponad stan naszym kosztem. Powinniśmy to rozliczyć i to nas czeka.

Do nabycia płyty CD i kasety „Problemy z okultyzmem!" Płyty CD i kasety audio zawierające cykl konferencji, dotyczących problemu okultyzmu we współczesnym świecie ks. dra Bogusława Jaworowskiego, Misjonarza Świętej Rodziny z Kazimierza Biskupiego i Jacka Morawy, redaktora dwumiesięcznika MICHAEL z Kanady, są do nabycia w naszej redakcji. Cena kompletu (2 płyty CD/2 kasety audio) wynosi -$15/30zł. (koszt wysyłki wliczony).

O autorze

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com