French flag English spanish flag

Dziennik patriotów katolickich
dla reformy monetarnej Kredytu Społecznego

Moja „Solidarność" cz. 7

Napisał Anna Walentynowicz w dniu wtorek, 01 sierpień 2006.

XXV Rocznica powstania Polskiego Sierpnia

część trzecia - NSZZ

„Solidarność"

Anna Walentynowicz

Byłam w Warszawie na jakiejś uroczystości i kiedy biegłam na dworzec, żeby dowiedzieć się o powrotny pociąg do Gdańska, spotkałam Krystynę Zachwatowicz. „-Pani Anno, kiedy pani jedzie do Gdańska?"  „-Właśnie biegnę na dworzec, żeby zorientować się i kupić bilet". „-Ale my jedziemy. Mamy miejsce w samochodzie, to niech pani się z nami zabierze." Nawet się ucieszyłam, bo to było dla mnie bardzo wygodne. Zabrała mnie do siebie do domu na obiad, po którym pojechaliśmy do Gdańska. Jechała z nami pani Ślesicka, sekretarka Wajdy. Przy nim siedziała żona [Krystyna Zachwatowicz]. Miała w lodówce ze styropianu przygotowane koreczki, które podawała mu w czasie jazdy. gibole

Bardzo się źle czułam na tym obiedzie, nieswojo, jak na szpilkach. Tym bardziej, że wiedziałam, że to u nich w domu powstała ta decyzja, żeby mnie wyrzucić. W połowie drogi Wajda zapytał mnie: „-Pani Anno, co to właściwie jest, że pani z Wałęsą się nie zgadza?" Odpowiedziałam: „- Panie Andrzeju, ja powinnam panu zadać to pytanie: 'Co się działo u państwa w domu przed poświęceniem pomnika?' " Nie odpowiedział mi na to pytanie i do końca jazdy, a było to w połowie drogi z Warszawy, nie zamieniliśmy ani słowa. To była moja ostatnia rozmowa w życiu z panem Wajdą i panią Zachwatowicz.

Przed wyjazdem

Wrócę jeszcze do strajku. Każdego dnia wieczorem, klęcząc pod bramą Stoczni, odmawialiśmy Różaniec, który prowadziła Marta Modzelewska z Ruchu Młodej Polski. Jej ojciec pracował w Stoczni, a ona była nauczycielką. Stąd mówiono potem, że wymodliliśmy to porozumienie. Rzeczywiście było to z modlitwą na ustach przez cały czas strajku. Był tam Krzyż i godło państwowe, a obok stał Lenin, bo to była Stocznia imienia Lenina. W czasie strajku otrzymaliśmy też list od Papieża.

Roman Kukołowicz przyjechał do nas pod koniec strajku. Wysłannik Prymasa. Powiedział do mnie: „-Pani Anno, po zakończeniu strajku macie złożyć wizytę u Prymasa". Ze zdziwieniem odpowiedziałam: „-Ja? Do Prymasa?" „-Tak, tak. Tam będzie omówiony program waszej wizyty w Watykanie". W tym momencie byłam już w ogóle oszołomiona. Byłam zdziwiona, że zostałam zaproszona do Prymasa, a tym bardziej jeszcze do Watykanu. Nie mieściło się to w mojej głowie. Oczywiście nie pojechałam do Prymasa, bo Wałęsa powiedział: „Tam jest też polityka, tam pani nie pojedzie". Nie pojechałam, bo uważałam rzeczywiście, no, kim ja jestem, żebym tam się pchala. Do złożenia statutu związku:     „-Pani tam nie pojedzie. Pojadę tylko ja Oxi Andrzej Gwiazda". No tak, bo tam trzeba będzie uargumentować, a po co ja? To nie, to nie pojadę. Okazało się, że pojechał specjalny pociąg, a kilka osób jechało jeszcze busem. Wielu ludzi pojechało, a ja nie mogłam jechać, bo tam jest polityka. Do Watykanu nie mógł mi zabronić, bo tu już nie miał nic do gadania.

Do Watykanu zaproszony został Komitet Strajkowy. Miał być z nami Andrzej Gwiazda, który zrezygnował, po trosze dlatego, że jego żona była chora. W czasie strajku nie wytrzymała i powiedziała: „-Leszek jest ubek". 17 I 2004 r. w Radiu Maryja Wałęsa opowiadał, jak to o północy obudziła go Joanna Gwiazda i ciągnęła w krzaki, mówiąc nie wiadomo komu: „-Uważajcie, bo to jest ubek". A ona powiedziała to na sali w ciągu dnia. Wtedy wykręcili jej ręce i zabrali na górę. I nie pozwolono się z nią kontaktować. Chciałam wejść na piętro do sali wystawowej, gdzie ją zatrzymali. Taki młokos, Ziembiński, chyba Krzysztof, rozparł się na schodach i nie wpuścił mnie. Jak chciał użyć siły, to mnie pchnął i potoczyłam się na dół. Nie wolno było. I potem ją zabrali. Powiedzieli: „Joanna nie wytrzymała psychicznie". Rzeczywiście, bo nazwała po imieniu Wałęsę. Joanna nie podpisała porozumienia kończącego strajk.

Andrzej postanowił nie jechać do Watykanu, bo chciał zostać z żoną. Przez cały czas nie przerwał udziału w strajku. Ją zabrali koledzy. Był tam ksiądz. Zawieźli ją nad jezioro i tam się nią zaopiekowali. Andrzej chciał też, żeby do Watykanu pojechał, nie żyjący już dzisiaj, ksiądz Jastak z Gdyni z parafii Najświętszego Serca Jezusowego. Niekoronowany król Kaszubów. Kapłan, który był bardzo odważny. Dla księdza Jankowskiego musieliśmy załatwić pozwolenie u wojewody i wycofanie zakazu odprawiania Mszy św. Natomiast, kiedy stoczniowcy przyszli do ks. Jastaka i prosili go o odprawienie Mszy św. w niedzielę na terenie Stoczni Gdyńskiej, on odpowiedział: „-Dobrze. Nie ma sprawy. Jutro o dziewiątej". Jeden z tej delegacji - kapuś -powiedział: „-Proszę księdza, ksiądz musi mieć pozwolenie". A ksiądz odpowiedział: „- Chłoptysiu, pozwolenie to ja dostałem, jak miałem święcenia kapłańskie. A dzisiaj spełniam posługę kapłańską wobec wiernych." I poszedł, mówiąc, że jutro o dziewiątej będzie Msza św. w Stoczni Gdyńskiej.

Rano wyjechał samochodem i w połowie drogi został zatrzymany przez milicję. „-Ksiądz nie pojedzie". Ksiądz Jastak wyszedł z samochodu i powiedział: „-Tak jest. Milicja ma rację. Ksiądz nie pojedzie, ale pójdzie. Wobec tego zaopiekujcie się panowie moim samochodem, bo jak pieszo, to ja już jestem spóźniony". I wziął swoją walizeczkę i poszedł. Tam w Stoczni udzielił warunkowego rozgrzeszenia, jak na wojnie. Powiedział: „Każdy może przystąpić do Komunii św. Udzielam warunkowego rozgrzeszenia, pod warunkiem, że w dogodnej sytuacji każdy z was pójdzie do spowiedzi". I za to naraził się swoim przełożonym. Za to nie mógł pojechać do Watykanu. Jak to powiedział ks. Jankowski: „Ksiądz Jastak naraził się władzy nie tylko świeckiej". A kiedy wróciliśmy z Watykanu, dowiedziałam się, że ks. Jastak nie mógł pojechać do Watykanu, bo Andrzej Gwiazda - żyd, nie pozwolił na to. Tak to zostało przekazane opinii publicznej. A przecież to Andrzej zrezygnował na rzecz ks. Jastaka.

Spotkanie z Ojcem Świętym

W czasie strajku przyszło imienne zaproszenie od Papieża do Prymasa dia Komitetu Strajkowego, prowadzącego negocjacje. Wyjechaliśmy do Watykanu 11 stycznia 1981 r. Był to poniedziałek. Ojciec Święty mógł nas przyjąć po środowej audiencji. Nasze spotkanie zostało zaplanowane na 15 stycznia. Wtedy postanowiliśmy nie udzielać nikomu wywiadów. Zwiedzaliśmy kościoły. A Wałęsa jednak oddzielał się. Udzielał jakichś wywiadów miejscowej prasie.

W czasie pobytu w Rzymie mieszkaliśmy na Via Cassia. Przyjeżdżaliśmy do Watykanu. Pierwszy raz, jak przyjechaliśmy, to było chyba w czwartek, rozłożyliśmy swoje dary. Wałęsa poszedł na spotkanie z Papieżem. Najpierw obydwaj rozmawiali w cztery oczy. Nie wiem, jak długo to trwało. Gwardia Szwajcarska takimi szczególnymi gestami prowadziła nas. Pode mną nogi drzały. Szliśmy korytarzem. Otworzyły się drzwi. Weszłam na salę. Na środku stał Ojciec Święty. Sala była duża, ale jakaś taka pusta. Podłoga szara, nie było tam żadnych mebli. Wałęsa stał z boku, po lewej stronie Papieża. Szłam i nogi się pode mną uginały. Zresztą, jak mówiła moja znajoma, człowiek zapomina języka w gębie. Papież musiał widzieć to moje zmieszanie. I wyszedł na spotkanie mnie. Przytulił mnie i powiedział: „-Papież też co nieco czytał i słyszał". I ja już nic nie musiałam mówić. Tak mnie przygarnął.

Spotkanie zaczęło się od przemówienia Papieża. Wałęsa też coś mówił. Jeszcze wtedy go dobrze odbierałam, ale to się zmieniło. Potem wszyscy rozmawialiśmy. Papież podszedł do stołu, gdzie leżały rozłożone prezenty. Tam były Krzyże Gdańskie, jeszcze te cztery, to Świtoń zrobił. Były jakieś albumy i gobelin z Krakowa utkany specjalnie na tę okoliczność. A ja tłumaczyłam Papieżowi, na kiedy ten gobelin był przygotowany i z jakiego powodu nie można go było podać. Dopiero teraz go przywieźliśmy. Był tam też medal z wizerunkiem Drzwi Gnieźnieńskich. Papież przyglądał się wszystkiemu uważnie i powiedział: „-Bardzo lubię otrzymywać prezenty, ale wam też coś dam". Podarował nam Różańce św. i medal, na którym z jednej strony był wizerunek Papieża, az drugiej Bazylika św. Piotra. W takich czerwonych (Różaniec św.) i żółtych (medal) pudełeczkach każdy z nas otrzymał to samo.

Wymieniliśmy prezenty. Ojciec Święty wskazał palcem na znaczek Karola Modzelewskiego i powiedział: „-A za to, to ja codziennie się modlę". Za „Solidarność". Rozmawialiśmy stojąc. Rozmowa była bardzo bezpośrednia i serdeczna. W spotkaniu uczestniczyli między innymi: żona Wałęsy, jego ojczym, Modzelewski, Wądołowski, Świtoń, Kuś, Bożena Rybicka, ks. Jankowski, Kalinowski z Elbląga, Mazowiecki, Celiński, biskup Kluz, Kukołowicz, proboszcz Katedry Oliwskiej i dwaj panowie z rady parafialnej katedry.

Dedykacja 

W czasie naszej pielgrzymki do Watykanu spotkaliśmy się jeszcze raz z Papieżem. Było to 15 stycznia. Po Mszy św. w Kaplicy Sykstyńskiej, którą celebrował Ojciec Święty i udzielał nam Komunii św. poszliśmy na śniadanie do Papieża. Ojciec Święty usiadł przy stole. Wszyscy zajęli miejsca obok Papieża. Ja weszłam ostatnia i byłam taka szczęśliwa, że to jedno wolne miejsce przy stole zostało dla mnie. Najlepsze miejsce, jakie mogłam sobie wymarzyć, bo było naprzeciw Ojca Świętego. I w pewnym momencie podszedł ks. Dziwisz, wziął mnie za rękę i powiedział: „-Pani Aniu, pozwoli pani". Przeprowadził mnie wokół stołu i posadził po lewej stronie Papieża. A do Stasia Wądołowskiego ze Szczecina, który usiadł po lewej stronie Ojca Świętego powiedział:      „-Pan będzie uprzejmy usiąść na tamto miejsce". I siedziałam już z Ojcem Świętym.

Po śniadaniu przeszliśmy do Biblioteki Papieskiej. Ojciec Święty wziął mnie za rękę i weszłam do biblioteki pierwsza, przed Wałęsą. Na stojącym na środku stoliku leżało wiele książek. Papież powiedział: „-Te książki są dla was. Możecie sobie wybrać". „-Proszę Ojca, a można po dwie?" -Nie, najpierw po jednej. Jak wystarczy, to wtedy." Ale tych książek było dużo, chyba z pięćdziesiąt. Wzięłam dwie książki pod pachę i odeszłam na bok. Przyglądałam się Ojcu Świętemu, który stał przy oknie. Ręce miał z tyłu, a prawą nogę wysuniętą do przodu. Wystukiwał sobie jakiś takt. Był uśmiechnięty od ucha do ucha. Patrzyłam na Niego i myślałam sobie: szczęśliwy Ojciec, że swoją gromadkę dzieci wyprawił do piaskownicy i cieszy się, że tak zgodnie się bawią.

Wtedy podeszłam do biskupa Szczepana Wesołego i zapytałam: „-Czy to będzie jakiś nietakt, jeżeli poproszę Ojca Świętego o dedykację w książce, c błogosławieństwo dla osoby, która nie chodzi? W 1980 roku zaplanowałam sobie urlop i chciałam odbyć pielgrzymkę w jej intencji na Jasną Górę. Nic dziwnego, że będąc tu pamiętałam o niej". I biskup powiedział: „-Ależ tak, naturalnie, niech pani poprosi Ojca Świętego". Podeszłam do Niego z książką, którą trzymałam: „-Ojcze Święty, tak bardzo proszę Waszą Świątobliwość o błogosławieństwo dla osoby, która nie chodzi". A On mówi: „-Ale ja nie mam czym pisać".

Ktoś podał Mu długopis, a ja położyłam książkę na stoliku. Papież pochylił się nad nią. I wtedy Wałęsa, który stał z boku zaczął krzyczeć: „-Jak pani śmie! Pani jest bezczelna! Ja mam pierwszeństwo, mam dzieci, a tak się nie zachowuję!" Ojciec Święty wyprostował się i głośno powiedział: „-Panie Wałęsa, załatwi pan te sprawy później, dobrze?" Pochylił się nad tą książką i prawie szeptem powiedział: „-Przepraszam panią, zapomniałem dla kogo ma być ten wpis".

(cdn)

Anna Walentynowicz

O autorze

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com