Ojciec Jacques Verlinde
...dlaczego praca nad energiami ukrytymi w naturze miała by być zła?
...że to chyba możliwe, że władza nad energiami wszechświata nie jest aż tak bardzo sprzeczna z planem Bożym, może jest neutralna wobec nadprzyrodzonego celu, do jakiego zdąża wszechświat, może stanowi ona udział człowieka jako króla świata stworzonego. Skoro opanowaliśmy elektryczność, magnetyzm, dlaczego nie zapanować nad tajemnymi energiami okultystycznymi?
Oprę się znowu na tym, co Słowo Boże mówi na temat stanu, w jakim znajduje się świat stworzony. Powrócę więc, w kilku słowach, do słynnego grzechu pierworodnego.
Grzech pierworodny jest grzechem duchowym. Jest zerwaniem "pes-ha" po hebrajsku oznacza "niewierność" - zerwaniem relacji przymierza, miłosnej relacji o duchowej, interpersonalnej naturze. Jest zerwaniem tej podstawowej relacji człowieka z jego Stwórcą. Posiada naturę duchową z racji jedności z istotą ludzką, którą nierozerwalnie stanowi duch, dusza i ciało. To jasne, że grzech będący duchowym zranieniem, wywoła skutki psychiczne i somatyczne. Jeśli nie ujmiemy tego w ten sposób, to uczynimy z człowieka kogoś o trzech poziomach, kto uległ wypadkowi na trzecim, najwyższym poziomie, nie czyniąc szkody dwóm pozostałym.
Na moje "ja" składa się ciało, władze psychiczne, jak również zdolność przyjęcia Boga, którą nazywamy sercem czy duchem. Św. Paweł, w liście do Tesaloniczan, mówi „duch"; natomiast Stary Testament mówi o „sercu"...
Jeśli więc grzech pochodzi ze sfery duchowej, to będzie miał wpływ na moją psychikę i na ciało. W psychice, jak mówi św. Tomasz, powoduje pomieszanie władz umysłowych, które przestają być harmonijnie ujęte w hierarchię, po to, by służyć planowi Bożemu; zaczynają szybko wykazywać wolę autonomii i dominacji. Należą do nich: chęć władzy, pycha intelektualna itd. Ponadto, odcięte od światła nadprzyrodzonego moje władze psychiczne, zaczynają fascynować się tym, co zmysłowo poznawalne, tym co otrzymują od ciała, skąd pochodzi niebezpieczeństwo popadnięcia w pasje zmysłowe.
Oczywiście władze umysłowe same w sobie nie są złe. Stają się złe dopiero, gdy zaczynają się alienować kosztem mojej wolności, gdy zaczynają się sobą fascynować i nie pozwalają mi na dokonywanie czynów doskonalących mnie, jako integralną całość, nie tylko ciało, lecz także duszę, a przede wszystkim zaś ducha.
Pierwotnie wszystkie władze psychiczne miały służyć życiu nadprzyrodzonemu. Odcięcie od światła Ducha Świętego spowodowało rodzaj konfuzji, utraty właściwej hierarchii i to w taki sposób, że człowiek zaczął zajmować się całym mnóstwem spraw, których celem nie jest życie nadprzyrodzone, będące przeznaczeniem naszego bytu.
Grzech pociąga za sobą skutki duchowe, psychiczne i somatyczne... rodzi się jednak w sferze duchowej...
...Zapożyczę od Pascala taki żart: „Tak samo jak przyroda nie znosi próżni, tak i natura duchowa czuje do niej odrazę." Podkreślała to zawsze św. Teresa z Avila. Ta słynna pustka duchowa stanowi zachętę [dla szatana]. Jeśli nie jesteśmy wypełnieni Duchem Świętym, nie przebywamy w próżni, która byłaby doskonałą duchową neutralnością. Jeśli wypędzimy Ducha Świętego, to inny duch przybędzie, by wypełnić tę pustą przestrzeń.
To właśnie powiedział też Jezus w pewnym momencie, mówiąc o egzorcyzmach. Uwaga, mówi On, jeśli wypędzicie jednego ducha a nawiasem mówiąc, jeśli nie wzywacie Ducha Świętego, to znaczy, jeśli nie oddajecie się Światłości Bożej nawracając się to narażacie się na to, że ten duch pójdzie po siedem innych duchów, silniejszych od niego. I stan takiego człowieka jest gorszy niż na początku. Jest to oczywiste. Jeśli nie jesteśmy w światłości Bożej, to nie pozostajemy w jakiejś neutralnej ciemności. Ryzykujemy bardzo, iż nawiedzą nas wtedy inne duchowe byty. (...)
Tak więc, po grzechu pierworodnym człowiek odłączył się od Boga, a konkretnie zawarł przymierze ze Złem. Złem w sensie biblijnym tzn. z szatanem, ze Złem uosobnionym, to znaczy ze złymi duchami. To właśnie o tym mówi Objawienie: na skutek sugestii złego ducha człowiek odwrócił się od Boga, a więc zawarł przymierze ze złym duchem.
(...) Rzeczywiście "do czasu", bo w chwili męki Jezusa szatan wystąpi przeciw Niemu, ale On zwycięży go na drzewie Krzyża. Ojcowie Kościoła mówią: "Tak jak grzech i zło weszły na świat przez drzewo chcą przez to powiedzieć, że uwiedzenie przez diabła dotyczyło tematu drzewa - tak też Jezus uwolni ludzkość przez drzewo krzyża."
(...) Nie możemy czytać Ewangelii, nie postrzegając jej, jako dzieła przynoszącego zbawienie, wyzwalającego, w którym Jezus wyrywa nas z rąk tego, komu powierzyliśmy nasze duchowe władze, tego z kim zawarliśmy przymierze, popełniając grzech. Jezus zrywa to przymierze i ofiaruje nam nowe, wieczne przymierze w Swojej Krwi, przymierze z Bogiem Ojcem. Stajemy się synami w Synu, synami pojednanymi z Ojcem.
Uważam, że stanowi to podstawę wiary chrześcijańskiej. Jest to również ważne dla koncepcji antropologicznej człowieka i świata. Jeśli bowiem przez grzech pierworodny człowiek, który jest królem, prorokiem i kapłanem tego świata, zawiera przymierze z duchem Zła, można powiedzieć takie antyprzymierze, to znaczy, że król i kapłan tego świata stworzonego, sprzymierza się ze złymi duchami. Ponieważ jesteśmy królami tego świata, to otrzymaliśmy pierwotnie władzę nad tym, co stworzone, a przywołujemy do naszego wnętrza nie Ducha Bożego, tak jak to było przewidziane w planie Bożym, lecz ducha Zła.
Nic więc dziwnego, że ten duch Zła mógł się ulokować w naszej stworzonej naturze. Jest on bowiem, jak mówi Jezus, księciem tego świata. Pewien teolog stwierdził, iż trzeba by wyrwać jedną trzecią stron Ewangelii, żeby zaprzeczyć istnieniu księcia tego świata, jego istnieniu w łonie naszej natury.
Cała Ewangelia św. Jana przedstawiona jest jako walka między Światłością i Ciemnością. Czytamy W Księdze Apokalipsy, że w tej wielkiej bitwie między Michałem i Szatanem, który jak mówi św. Jan - jest starodawnym wężem, szatan miał przewagę, ale jedna trzecia gwiazd na niebie została zmieciona ogonem smoka i rzucona na ziemię. W języku symbolicznym mówi się w ten sposób o obecności złych duchów. Spadające gwiazdy symbolizują upadłe anioły. Nie tylko więc Lucyfer znaczy właśnie "niosący światło". "Gwiazda Poranna" to także był jeden z tytułów szatana, który obecnie przypisywany jest Dziewicy Maryi, ponieważ to Ona go zwyciężyła. Tak więc demony zostały rzucone na ziemię, w sam środek natury, a to z powodu porozumienia, w jakie z nimi wszedł człowiek.
(...) Nie mam czasu, by rozwinąć tu omawianie biblijnych tekstów, na których się opieram. Biblia przedstawia nam, że szatan, o którym mowa w Księdze Rodzaju, w rozdziale 3., był czystym duchem, upadłym aniołem. Odważyłbym się stwierdzić, że prawdopodobnie aniołem pochodzącym z wysokich szczebli hierarchii, któremu Bóg zaproponował oddać się w służbę człowiekowi, by wypełniał plan Boży, dotyczący stworzenia. Naprawdę człowiek odgrywa w przeznaczeniu świata stworzonego rolę, która jest nie do zastąpienia.
Anioł jest czystym duchem i nie może oddziaływać bezpośrednio na materię. Tylko człowiek może poprowadzić ukończone dzieło do jego spełnienia, bo człowiek jest tym jedynym stworzeniem, które należy do obydwu światów. Jak mówi św. Tomasz, człowiek jest największy w świecie materii, ponieważ ją przewyższa ze względu na swój duchowy wymiar, ale jest najmniejszy w świecie duchów, bo jest duchem wcielonym w materię. To z racji tej słabości anioły, mimo iż są oczywiście duchami o wiele mocniejszymi od nas, pozostają w służbie człowieka.
Zły duch Lucyfer był wyższym duchem, któremu Bóg zaproponował służenie ludzkości, by, poprzez tę posługę, mógł współdziałać z przeznaczeniem całego świata stworzonego. Anioł odmówił jednak służenia stworzeniu, które było niższe od niego, zablokował się w swoim "Non serviam" (nie będę służył) i zastygł w odmowie danej Bogu.
Istotę grzechu stanowi odmowa relacji komunii z Bogiem. Odmawiając służenia człowiekowi, odmawiając służenia planowi Bożemu, [Lucyfer] odmawia samemu Bogu i zablokowuje się w postawie wrogości. Zły duch obraca się przeciwko dziełu Bożemu, a w szczególności zwraca się przeciwko człowiekowi, o którym dobrze wie, że ma miejsce nie do zastąpienia w planie Bożym.
(...) Uważam, iż cudowna jest pedagogika Boża; człowiek upada, pozbawiony łaski po [popełnieniu] grzechu. Szuka Boga, najpierw w sposób chaotyczny. Myli się. Myli obraz rzeczywistości, Stwórcę i stworzenie. Jest w stanie konfuzji. Bóg, poprzez objawienie judejskie, wyrywa go ludzkiej sakralności i stawia przed nim odmienność swego boskiego bytu. I człowiek może zwrócić się do Boga, zobaczyć Go jako tego drugiego. Wejść ponownie w relację osobową, boskie "Ty". Bogu nie wystarcza jednak potwierdzić się jako ten drugi byt. Pragnie pokonać ten dystans, by relacja "Ja" i "Ty" stała się również jasną relacją miłości i głębokiej duchowej więzi. Dokona się to przez powrót do sakralności.
Wydaje mi się, że właśnie w tej perspektywie nasze rozumienie tych spraw może być pełniejsze, z pewnością bardziej prawdziwe - mam na myśli kryteria rozeznania prawdy, kryteria, które otrzymujemy ze Słowa Bożego. Pełniejsze może być nasze rozumienie religii wschodnich całej tradycji orientalnej wraz ze wszystkimi technikami, które proponuje, wszystkimi technikami, które są pozostałością magii z kontekstu orientalnego, ale nie z religii chrześcijańskiej.
(...) Gdzie więc szatan ukrywa się w naszym świecie? Nie ukrywa się w dziedzinie fizycznej, to znaczy nie należy do porządku fizycznego, jako że nie posiada cielesności i materialności, tak jak my. Jesteśmy pewni, że materia, taka jaka się nam przedstawia, nie jest miejscem właściwym szatanowi. Dlatego właśnie w swoich analizach odwoływałem się do epistemologii to znaczy do teorii poznania właściwego człowiekowi. Stoimy na pewnym gruncie, gdy za podstawę refleksji na temat tego, co ponadzmysłowe przyjmiemy fakty odbierane przez nasze zmysły łatwe do zweryfikowania przez innych, jeśli rozumujemy w oparciu o dane odbierane przez zmysły, to znaczy dane, które otrzymujemy ze świata fizycznego.
Świat okultystyczny, ten właśnie słynny świat, którego nie kontrolujemy naszymi zmysłami - jak sama nazwa wskazuje wymyka się im. I wkraczamy na mniej pewny grunt. Bardzo możliwe, iż może chodzić o świat, o którym powiedziałbym, iż jest światem właściwym duchom. Jeśli jestem w naszej stworzonej naturze, z tym wszystkim o czym właśnie mówiłem przed chwilą i z całą jej wewnętrzną sprzecznością po grzechu pierworodnym, z całą niejasnością stworzonej natury w dziedzinie okultyzmu, to łatwo zrozumieć daleko posuniętą ostrożność, z jaką należy manipulować energiami okultystycznymi.
Powiem wprost, że energie stworzone, jakie by nie były, są stworzone przez Boga i są one dobre jako twory boże. Mówię o energiach natury tej nieożywionej. Mam na myśli energię elektryczną, magnetyczną i jaką tam jeszcze chcecie. Są to pola energetyczne, które należą do świata stworzonego i które są dobre jako stworzone przez Boga.
Tajemne energie, jeśli są tym co przeczuwamy, są energiami stworzonymi, bezosobowymi, choć o bardziej subtelnej naturze i jako stworzone przez Boga też są dobre. Problem w tym, iż są one miejscem przebywania innych istot: duchów osobowych, które zamieszkują te energie bezosobowe, same w sobie neutralne. Duchy osobowe posługiwałyby się więc tym terenem energetycznym, który my nazywamy okultystycznym / tajemnym, by działać w sercu świata i w duszy człowieka.
Jeśli prawdą jest, iż pozostajemy w związku z tymi tajemnymi energiami, a z punktu widzenia duchowego opowiedzieliśmy się za Panem, to pozostajemy w światłości Bożej i to sam Pan i jego aniołowie - jako, iż anioły istnieją - bronią nas od negatywnych wpływów świata okultystycznego, poprzez te energie, w których jesteśmy zanurzeni z racji naszego wcielenia.
Jeśli jednak usiłujemy wkroczyć w świat owych tajemnych energii, jeśli próbujemy ingerować w świat, który nie należy do pola naszego właściwego działania, to ryzykujemy, i to bardzo, świadomie czy nieświadomie, prosząc o pomoc istoty duchowe, o których nie wiemy, czy są nam przychylne czy wrogie.
Powracam wciąż do tego samego rozumowania: człowiek jest królem stworzenia. Jest nim jako duch (lecz) wcielony, czyli związany z materią. I to właśnie stanowi dla niego normalny sposób postępowania: uzyskiwanie informacji pochodzących z materii, którą się zajmuje. Jest to dziedzina nauk fizycznych, chemii, biologii itd. Jeśli wyjdzie poza tę dziedzinę, która jest mu właściwa i jeśli zechce się zanurzyć w świat okultyzmu, gdzie może opierać się tylko na prawdopodobieństwie nie mając żadnej obiektywnej informacji, to wchodzi w dziedziny energii, które mogą stanowić miejsce przebywania nieprzychylnych mu duchów. Wystawia się w ten sposób na ich wpływ, nie mając możliwości ich sprawdzenia, wniknięcia w nie, nie mogąc przekonać się, jakiemu działaniu z ich strony jest poddany. Wychodzi bowiem poza właściwą mu dziedzinę i angażuje się w rodzaj odwróconej posługi kapłańskiej, bo to nie dla takiej posługi został stworzony i wchodzi w świat czystych duchów, który jest powierzoną mu dziedziną.
Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. W misji, w przeznaczeniu, albo raczej w Bożym planie, co do świata stworzonego, byłoby wiele poziomów i każdy byłby powierzony innym istotom. Poziom materialny powierzony jest duchowi wcielonemu: człowiekowi. Poziom niematerialny zaś bytom niematerialnym, czyli duchom. Chodzi więc o to, byśmy pozostali na naszym poziomie. Chodzi tu o akt pokory.
Nasza misja polega na przyjęciu łaski nadprzyrodzonej, na naszym poziomie. Pozostawmy aniołom troskę o ich misję: o przyjęcie łaski na ich poziomie, poziomie duchów czystych. Nie próbujmy ingerować w poziom, który do nas nie należy. Ryzykujemy bowiem, że znajdziemy się w niebezpieczeństwie, no a w każdym razie, że nie znajdziemy sposobu, by się w świecie tym rozeznać.
Wydaje mi się, iż szatan jest bardzo zainteresowany w tym - i usiłuje zresztą to robić - by ściągnąć człowieka na teren, gdzie człowiek nie czuje się pewnie. Usiluje wyciągnąć go z dziedziny świata fizycznego, nad którą prawowicie i naturalnie człowiek ma władzę i wprowadzić w tajemny świat tego, co my nazywamy energiami, świat, o którym - powtarzam to raz jeszcze - nic dokładnie nie wiemy, a którego szatan jest księciem, albo wręcz królem, choć może to zbyt mocne słowo. W każdym razie świat, gdzie jest on obecny z powodu konsekwencji grzechu pierworodnego, z powodu fałszywego przymierza, które zawarliśmy z siłami zła.
Próbuje więc byśmy wyszli z właściwej nam dziedziny i wkroczyli na śliski teren, gdzie nie panujemy zupełnie nad tym, co robimy. Dlatego stale słyszycie ode mnie, iż podchodzę z rezerwą do użycia słowa "energia", ponieważ istnieją naprawdę energie naturalne, o których już mówiłem: elektryczność, magnetyzm i inne, należące do porządku fizycznego. Dobrze zaś wiemy z teorii szczególnej względności, ze słynnego wzoru Eisnteina: Delta równa się Delta M pomnożone przez c2 - równoważnik obiektu (=materii) i energii...
Energie, które bada fizyka należą do świata materii. Można też powiedzieć, że świat materii należy do świata energii. To znaczy prawo stałości energii dotyczy tak samo energii jak materii. Energia i materia są ściśle ze sobą połączone. To ta sama dziedzina, dziedzina fizyki.
Energie okultystyczne, o których mówimy, nie. należą do tego porządku, porządku świata fizycznego. Nazywamy je energiami tylko przez analogię. Iluzją jest myślenie, jak się to często słyszy, iż skoro człowiek opanował elektryczność, to jest powołany również do zapanowania nad energiami okultystycznymi. Nie wydaje mi się, żeby chodziło o tę samą dziedzinę i obawiam się, że jest to jeszcze jeden chwyt przeciwnika, by zwieść, oszukać, by nam wmówić, iż możemy równie sprawnie zarządzać energiami okultystycznymi, co magnetycznymi i elektrycznymi. W jego interesie leży więc wmówienie nam tego, ponieważ w domenie energii tajemnych to on kieruje grą.
Nie mamy żadnego sposobu, by sprowadzić te energie do poziomu materialnego, tak jak czynimy to w fizyce. Stąd nasz niepokój i zdziwienie. Otóż, sądzę, iż ważne jest, by wyjaśnić, co odgradza nas od Słowa Bożego, pojętego jako rozeznanie, którego spróbujemy dokonać za każdym razem, gdy będzie mowa o świecie okultyzmu. Usprawiedliwione jest zdumienie, które towarzyszy odkryciu zadziwiających mocy w świecie okultyzmu.
Toteż powinniśmy w sumieniu swoim zadać pytanie: "Od kogo pochodzą te moce?" Czy ich źródłem jest nasze człowieczeństwo, czy pochodzą tylko od ducha wcielonego, jakim jesteśmy? Czy może pochodzą od innych istot, szczęśliwych, że prosi się je o pomoc, ale może nie koniecznie o pomoc w służeniu Bogu, chętne by nas wyalienować, olśnić, zafascynować tą pseudo-posługą kapłańską? Posługą polegającą, jak proponuje New Age, na tym, by "nowy człowiek" zarządzał tymi tajemnymi energiami przy pomocy duchów, ponieważ "channelling" (kanałowanie) wyraźnie o nich mówi. Według wizji New Age zawładnięcie tymi energiami stanowiłoby cel posługi kapłańskiej "nowego człowieka".
Starałem się tu wykazać to, że, jak mi się wydaje, wierzący, który nie może odróżnić dziwnego malpowania od posługi kapłańskiej człowieka, znajduje się na innym poziomie. Człowiek powinien zostać w świecie tym, czym jest, to jest duchem wcielonym, a nie szukać przygód w świecie tajemnych energii, które do niego nie należą. To nie takie zadanie Bóg nam powierzył. Człowiek ma być duchem wcielonym, który w imię stworzenia, w sercu materialnej rzeczywistości, do której został włączony jako król, przyjmuje łaskę Bożą; wyraźnie Bożą, od Boga osobowego, a nie od jakiejś nieosobowej energii, od Boga osobowego, który się objawia, czyniąc nam z siebie dar. Daje siebie w miłosnym uścisku, uścisku tak przeobrażającym i przemieniającym, iż łaska z niego płynąca ma wylewać się na całe stworzenie.
Wydaje mi się, że nie trzeba długo medytować nad tymi dwoma światami, by znaleźć kryteria, które pozwoliłyby nam spokojnie rozeznać się, po czyjej stronie się opowiadamy, uprawiając jakąś praktykę lub korzystając z jakiejś propozycji ruchu New Age.
∗ ∗ ∗
Różnica między posługiwaniem się charyzmatem a posługiwaniem się okultystycznymi mocami, mocami tajemnymi jest czymś, co może budzić zaniepokojenie. Często różni ludzie mówią mi:
"Cóż za różnica między terapeutą, magnetyzerem, który nakłada na mnie ręce, czy kimkolwiek z sekt okultystycznych, kto nakłada ręce i uzdrawia, a tymi waszymi chrześcijańskimi zebraniami, na których przywołujecie Ducha Świętego i twierdzicie, iż macie dar uzdrawiania?
Jaka jest różnica między jasnowidzem (wróżbitą), który coś oznajmia, a tym, który na zebraniach charyzmatycznych nazywa się prorokiem i ogłasza słowo, ponoć, pochodzące od Boga itd., między darem widzenia, prorokowania, uzdrawiania, modlitwy, umiejętności itd.?".
Spróbujmy zastanowić się nad tym, wychodząc od subiektywnego doświadczenia dwóch osób: jednej mającej moc tajemną i drugiej posiadającej charyzmat. Z mojego osobistego doświadczenia, potwierdzonego przez innych, którzy przeżyli to samo, co ja przejście od okultyzmu do zupełnego nawrócenia wynika, że co innego dzieje się przy wylaniu charyzmatu, a co innego przy korzystaniu z mocy tajemnych.
Spróbujmy przyjrzeć się kilku aspektom. Tak właśnie powiedziałem: wylanie, erupcja Ducha Świętego. Charyzmat z definicji jest łaską, "charis", daną całkiem darmo. Nie posiada się charyzmatu, gdyż jest to oddziaływanie Ducha Świętego na osobę, którą Duch Święty prosi, by oddała się do dyspozycji na posługę dla wspólnoty. Wszystkie charyzmaty, z wyjątkiem daru glosolalii, czyli języków, który dany jest dla uwielbiania [Boga] w sposób osobisty - pisze św. Paweł w Liście do Koryntian - służą do podbudowania wspólnoty. W czasie zebrania [modlitewnego] Duch Święty oddziaływuje na mnie i domaga się, (prosi) bym był do dyspozycji, by wykonać taką czy inną czynność na rzecz wspólnoty.
Nie posiadam charyzmatu. Jest on zawsze dawany tymczasowo, nigdy zaś definitywnie. Moc z kolei przywłaszczam sobie, dysponuję nią i ona jest mi posłuszna. Nie ma tu inicjatywy z zewnątrz. Moc jest mi posłuszna, używam jej kiedy chcę, zatrzymuję ją, podejmuję na nowo itd. W charyzmacie jestem uzależniony od innego niż ja bytu [od Boga]. Inicjatywa należy do Boga, który szanuje moją wolność. Charyzmatu mogę odmówić.
Wspominałem już, iż moc jest poddana temu, kto ją stosuje. W niektórych przypadkach on sam może ulegać presji, czasem nawet więcej niż jednej presji. Może dojść do rzeczywistego pogwałcenia jego wolności. Jasnowidzowi może być bardzo trudno zapanować nad swą zdolnością wróżenia. Oczywiście, może on korzystać z niej kiedy chce, kiedy przychodzą do niego po radę. Mam jednak na myśli chwile poza czasem konsultacji, tzn. wtedy, gdy on panuje nad sytuacją. Stanowi to zresztą różnicę między charyzmatem (a mocą), ponieważ charyzmatu nie można ujawniać (stosować), kiedy się chce. To nie ja decyduję, że ujawniam go teraz, to nie prawda. Nie zależy to ode mnie. Moc - tak, to ja nad nią panuję.
Niezależnie od tych konkretnych momentów moc może mnie opanować. Podczas gdy charyzmat jest propozycją i podlega mojej wolności, moc może znienacka zawładnąć moją osobą. Często przytrafia się to ludziom, którzy praktykują okultyzm, że kończą obsesją, zawładnięciem przez duchy, zupełnym wyobcowaniem. Mam na myśli przypadki "channellingu" czyli kanałowania w spirytyzmie, w których sporo ludzi oszalało, wykazując typowe objawy obsesji, nie wiedząc w końcu kim naprawdę są, nie mogąc odróżnić narzucającej się mocy od ich własnej osobowości.
Widzimy wyraźnie, iż następuje nałożenie na ich osobowość czegoś innego, heterogennego (różnego), czegoś, co się im narzuca, stopniowo zagarnia, a czego nie są w stanie się pozbyć. Coś, co zapanowało nad ich inteligencją i wolą. Tak jakby ktoś położył łapę na tej mocy, która krok po kroku staje się dominująca.
W charyzmacie inicjatywa jest Boża. Nie mogę położyć na niej ręki, ale też ona nie zagarnia mnie, a jedynie proponuje siebie. Duch proroctwa poddany jest prorokowi i nigdy nie zawłaszcza jego inteligencji czy woli, czyli wolności tak, by doszło do alienacji. Nigdy! Doświadczenie mocy jest więc doświadczeniem stopniowej alienacji. Doświadczenie charyzmatu jest doświadczeniem wyzwolenia, głębokiej radości, uczucia wewnętrznej wolności, które prowadzi - jeśli dobrze przeżywane - do coraz większej pokory, do zdumienia tym, czego łaska Boża może dokonać w sumieniu: do odczucia, iż jesteśmy tylko sługami, a jednocześnie zachwytu nad tym, czego Pan może dokonać poprzez nas.
My wzrastamy w tej wolności dzieci Bożych i przejściu Ducha towarzyszy zawsze uczucie pokoju, radości, odnowienia naszych wewnętrznych sił. Posługiwanie się mocą kończy się, jak już wspominałem, wyobcowaniem, obsesją. Jest ciężkie i męczące. Po skończeniu posługiwania się mocami trzeba odtworzyć utracone siły, toteż osoba ta rzuca się na lodówkę, no a poza tym, musi ćwiczyć różne pozycje ciała, by przyciągnąć siły kosmiczne. Jak niektórzy mi mówili, potrzebny jest duch, który by odnowił nasze siły. Często ci, którzy oddają do usług swe moce tajemne, łatwo się irytują, są wręcz gwałtowni zwłaszcza po "seansie", ponieważ są wykończeni nerwowo.
W przypadku charyzmatów nic takiego się nie dzieje. Wręcz przeciwnie, jak już mówiłem, trzeba wejść w stan gotowości, radości, a tam, gdzie Duch przechodzi, rośnie miłość.
Kolejny aspekt: często ludziom posługującym się mocami coraz trudniej przychodzi radzić sobie z powracającymi systematycznie pokusami. Ludzie dobrej woli, którzy sądzili, że posługują się mocami dla dobra innych, przyznawali się do obsesyjnych myśli o śmierci, samobójstwie, myśli bluźnierczych lub do chciwości, interesowności (w sprawach finansowych), do myśli lubieżnych, nieczystych: tak lub inaczej niepokojących, które często ich nachodzą.
Sądzę, iż wiąże się to ze stopniową inwazją ich osoby dokonaną przez moce okultystyczne i prawdopodobnie również z pewnymi bytami, których moce te są nośnikami. Natomiast posługiwanie się charyzmatem, przeciwnie, nawet, jeśli jest dany tylko na posługę, ku wzrostowi wspólnoty, sprawia, że Duch Święty podbudowuje również osobę, która go używa, sprawia, iż czyni ona postępy w cnocie pokory. Jak mawiał ojciec Louff: "Pokora jest drabiną, po której się wchodzi schodząc".
To samo można odnieść do świętości. Ciekawa rzecz, charyzmaty sprawiają, iż pokora wzrasta. Każdy bowiem charyzmat, jeśli, jak powiedziałem, jest dobrze przeżywany, używany jest w uzależnieniu od wspólnoty. Charyzmat, służący wspólnocie, poddany jest jej rozeznaniu. Jeśli on ją umacnia, to: "dziękuję ci Panie, że chciałeś się mną posłużyć." Jeśli nie umacnia, to wspólnota, poprzez pośredniczącego pasterza lub przez braci, ma obowiązek zwrócić mi uwagę, iż nie byłem w Duchu Świętym. W tym właśnie momencie mogę sprawdzić moją postawę wobec charyzmatu. Jeśli uznaję pokornie i proszę Pana o przebaczenie, ale wychwalam Go za to upokorzenie, to jestem we właściwym stanie ducha. Jeśli pozostaję nieugięty, dowodzi to, że kładę rękę na charyzmacie i próbuję go obrócić w moc.
Pan pozwala, byśmy, od czasu do czasu, pomylili się, by doprowadzić nas do pokory. Inaczej mówiąc, jeśli się mylę, jeśli bracia dokonali rozeznania, iż popełniłem pomyłkę to: "Dziękuję Ci, Panie, za to."
Kolejne miejsce rozeznania to skutki charyzmatu i skutki mocy. Gdy przekazuje się Słowo Boże lub używa charyzmatu dla poszczególnej osoby, to ona zawsze wzrasta, doznaje umocnienia. Nawet, jeśli Słowo skierowane do niej stawia wymagania, to równocześnie otrzymuje ona siłę, by działać zgodnie z tym, do czego ono ją wzywa. Słowo Boże nigdy nie miażdży, nie dusi, lecz przyczynia się do naszego wzrostu w świętości, bo Jego Słowo niesie w sobie moc dokonywania tego, co sobą głosi.
"Moje Słowo - mówi Pan - nie powraca do mnie, zanim (się nie wypełni) nie dokona tego, co głosi."
Charyzmat, jeśli jest darem Ducha Świętego, powinien służyć w ten sam sposób sercu mego brata. Charyzmat nigdy nie stwarza uzależnienia, wręcz przeciwnie, stawia osobę, dla której jest przeznaczony w wolności dziecka Bożego. Moc okultystyczna, przeciwnie, stwarza i utrzymuje, wznieca, prowokuje uzależnienie między tym, kto się nią posługuje, a tym, kto z niej korzysta. Bez wątpienia jest to jeden z najdelikatniejszych aspektów sprawy. Jeśli chcielibyśmy uwolnić się od tych mocy, to naprawdę niezbędną okaże się modlitwa uwolnienia. Nie tak jest w przypadku charyzmatu, jak już mówiłem. On uwalnia od wszelkiej alienacji.
Jest to właśnie miejsce krytyczne, punkt rozeznania. Wszystko, co jest pogwałceniem wolności osoby, nie pochodzi od Boga. Jest przebiegłością demona, który bardziej przez chciwą żądzę niż dar jasnowidzenia, nakłania nas do zdobycia władzy (mocy), do zapanowania nad drugim człowiekiem. Pomyślcie tylko o jasnowidzach, którzy przejmując władzę nad bliźnim, będą mogli mieć wpływ na przebieg przyszłości, przyszłości, którą duch wróżenia pozwoli im przepowiedzieć, a która, stanowiąc punkt uzależnienia, ma duże szanse przesądzić o losach osoby konsultującej się.
W innej pogadance mówiłem o różnicy między doświadczeniem psychicznym i doświadczeniem duchowym. Rozróżnienie to jest ważne, by móc dokonać rozeznania między pewnymi czynnościami charyzmatycznymi, które dziwnie przypominają pewne terapie psychologiczne (czy raczej psychiczne). Mam na myśli przeprowadzanie anamnezy. Na czym to polega?
Anamneza, z greckiego,,anamnesis" oznacza: „przypomnienie sobie". Mamy anamnezę w trakcie Eucharystii, kiedy przypominamy sobie, że Jezus przyszedł, że nas zbawia i że powróci. Dokonać anamnezy w trakcie procesu uzdrowienia wewnętrznego, czy podczas spotkania z jakąś osobą, nie oznacza wcale przeprowadzenia psychologicznej introspekcji. Pozostawiamy to psychoterapeutom. Nie o takie praktyki chodzi w dziedzinie uzdrowienia wewnętrznego. Praca psychoterapeuty jest wysilkiem psychiki, która usiłuje zobaczyć wewnętrzne funkcjonowanie naszej własnej psychiki.
Anamneza należy do innego porządku. Chodzi o doświadczenie wychodzące od spotkania z Panem Jezusem. Chodzi więc o doświadczenie ujrzane w światłości Ducha Świętego. Prosimy Ducha Świętego, by oświecił te chwile naszego życia, które potrzebują Jego łaski, dotknięcia, uzdrowienia, oświecenia Jego obecnością. Anamneza przeżywana jest w klimacie modlitwy, poddania Duchowi Świętemu, oddania do dyspozycji pamięci, by poddała się Światłości [Ducha]. Pan wyzwala z naszej pamięci - nie poprzez logiczne poszukiwanie itp. - Pan sam wydobywa wydarzenia z naszej przeszłości, które potrzebują Jego obecności. Ukazuje je, byśmy mogli Mu je przedstawić w modlitwie.
Chwile zranień. Co to jest zranienie? Otóż, jest to moment naszego życia, kiedy zostaliśmy zaatakowani w naszej integralności osobistej. W tym, co odczuwamy jako głębię nas samych. Na tej właśnie płaszczyźnie się to rozgrywa, powodując cierpienie, ponieważ mamy wrażenie, że zostaliśmy pozbawieni czegoś głębokiego. Dotyka to bądź naszego stosunku do Boga, bądź do innych ludzi, czasem nawet do środowiska. To znaczy, dotyka to podstawowych struktur naszej osoby.
Tak więc Duch prowadzi nas do tych kluczowych chwil, kiedy zostaliśmy zranieni w tym, co czujemy, iż jest naszym głębokim jestestwem, a Pan przychodzi objawić nam Swą obecność, Swą bliskość w tych właśnie chwilach naszego życia.
To objawienie daje nam On sam, poprzez łaskę, albo poprzez namaszczenie danej osoby pokojem i radością, albo za pośrednictwem towarzyszącego jej brata, który otrzymuje słowo poznania wewnętrznego, lub też otrzymuje Słowo wyjęte z Biblii, które wyjaśnia sytuację przeżytą, przez osobę poddającą się anamnezie, która otrzymuje wtedy światło od Ducha Świętego.
Anamneza jest więc etapem modlitwy. Jest etapem, powiedziałbym, charyzmatycznym, rozumianym jako wzywanie Ducha Świętego, który przychodzi oświetlić zranione miejsce, nad którym wzywamy leczącego działania Ducha Świętego.
Panie, w tych niełatwych czasach, gdzie tak fascynujące są te wszystkie moce tajemne oferowane przez New Age, wszystkie te moce, które nagle czynią z człowieka supermagika, naucz nas, Panie, rozróżniać między usługą magika, a posługą kapłana, wikariusza Chrystusa, w sensie proponowanym przez Ciebie Jezu, to znaczy kapłana oddającego się do dyspozycji Ducha Chrystusa, po to, by Jezus mógł kontynuować Swoje dzieło w sercu świata.
Niech Pan odnowi nas w Duchu rozeznania, nas i Swój Kościół, tak byśmy mogli wybrać w pełni świadomie i w całej prawdzie kroczyć śladami Chrystusa. "Poza Mną niczego nie możecie dokonać".
Niech ożywia nas dynamizm Ducha Świętego, byśmy wydali trwałe owoce. By nasze działanie było działaniem Ducha Świętego i by było początkiem budowania Królestwa Bożego w łonie świata. Byśmy mogli stosować w praktyce cnoty teologalne wiary, nadziei i miłości i byśmy oświeceni siedmioma darami Ducha Świętego, mogli budować cywilizację miłości, co nakazuje nam i do czego wzywa nas nasze człowieczeństwo, a czego realizacji szatan, bardzo złośliwie, próbuje przeszkodzić.
Lecz zmartwychwstały Pan jest zwycięzcą. Chce byśmy byli czujni i uważni, byśmy odżywiali się Słowem, które jest Drogą, Prawdą i życiem; które jest objawieniem prawdziwego Oblicza Bożego, prawdziwego Oblicza Człowieka. Chce byśmy nie słuchali zwodniczych syren, proponujących nam tysiąc i jedno oblicze człowieka, jedno silniejsze od drugiego. Błogosławieni czystego serca, do nich należy Królestwo Niebieskie. Blogosławieni ci, którzy zgadzają się na ubóstwo, by ubogacić się bogactwem Bożym. Obyśmy mogli zakochać się w Słowie, w którym Bóg objawia się dając siebie w nas, w Słowie, w którym Bóg przemienia nas w Siebie i które chroni nas od przebiegłości szatana tak, żebyśmy mogli stać się prawdziwymi narzędziami Jego łaski, prawdziwymi najemnikami Królestwa. Amen.
Ojciec Jacques Verlinde
Zgromadzenia Zakonne Rodziny św. Józefa
(spisane z kasety video „Rassemblement à Son Image" nagranej podczas wizyty w Montrealu, w Kanadzie)
JACQUES VERLINDE, urodzony w Belgii w 1947 r. przebył dość szczególną drogę zanim został księdzem katolickim w 1983 roku. W chwili, gdy kończy swój doktorat z nauk ścisłych, styka się z medytacją transcendentalną i oddaje się jej "ciałem i duszą" przez siedem lat. Bardzo szybko zostaje członkiem biura dyrektora międzynarodowej organizacji medytacji transcendentalnej.
Jako "uczeń" guru, wyjeżdża na trzy długie pobyty do Indii, by zgłębić tradycję wedycką. Właśnie wówczas podejmuje praktyki okultyzmu i nawiązuje kontakt z różnymi szkołami ezoterycznymi.
W 1975 r. nawraca się na wiarę Jezusa Chrystusa. Potrzeba mu bylo siedmiu lat modlitwy uwolnienia i duchowego uzdrowienia, zanim wstąpił do seminarium w Rzymie.
Od 1983 roku, po otrzymaniu doktoratu z filozofii, jest profesorem na Uniwersytecie Katolickim w Lyonie.
W 1986 r. zakłada wspólnotę zakonną "Rodzina świętego Józefa", która została oficjalnie uznana przez Kościół w Lyonie w 1991 roku. Wtedy też obiera imię Père Joseph Marie: Ojciec Józef Maria.